Mieszkańcy Wysp Kanaryjskich protestują przeciwko nadmiernej turystyce, obwiniając nadmierną liczbę turystów za wygórowane ceny wynajmu i problemy środowiskowe. Jedna z grup aktywistów wzywa nawet Kanaryjczyków do rozpoczęcia strajku głodowego w ramach protestu.
"Wyspy Kanaryjskie są na dnie"
Archipelag należący do Hiszpanii, położony na Atlantyku u zachodnich wybrzeży Afryki, od dawna cieszy się popularnością wśród turystów przez cały rok ze względu na komfortowy klimat umiarkowany. Jednak w ciągu ostatniej dekady liczba turystów przybywających na Wyspy Kanaryjskie dramatycznie wzrosła - z 11,5 mln do około 16 mln osób rocznie. Niekontrolowana turystyka doprowadziła do nadmiernej eksploatacji przyrody wysp i wypierania lokalnych mieszkańców z rynku mieszkaniowego, ponieważ właściciele mieszkań i domów wolą wynajmować je turystom za coraz wyższe kwoty.
Grupa aktywistów o nazwie Canarias Se Agota ("Wyspy Kanaryjskie zostały zepchnięte na dno") rozpoczyna 11 kwietnia protestacyjny strajk głodowy i wzywa wszystkich do przyłączenia się do nich lub utworzenia ludzkiego łańcucha na znak poparcia.
The Wyspy Kanaryjskie nie chcą nadal poświęcać swojej przyszłości turystom" - stwierdzili aktywiści w poście opublikowanym w sieciach społecznościowych.
Na ulice wyjdą także lokalni ekolodzy, którzy twierdzą, że z powodu nadmiaru turystów na wyspach dochodzi do zapaści przyrodniczej i społecznej. Grupa ekologów również bierze udział w protestach, zarzucając m.in. rosnąca liczba turystów infrastruktura z basenami i polami golfowymi nadmiernego zużycia słodkiej wody, której i tak już bardzo brakuje na Wyspach Kanaryjskich.
Przedstawiciele władz lokalnych odpowiedzieli, że planują utworzenie komitetu, w skład którego wejdą politycy, naukowcy i obywatele, w celu opracowania nowej strategii w dziedzinie turystyki.
Turyści nie są już potrzebni
Wyspy Kanaryjskie nie są jedynym regionem, w którym w ostatnich latach wybuchły protesty przeciwko dominacji turystów. Jednym z przykładów jest wiec w Hallstatt w Austrii. Po zakończeniu pandemii i ożywieniu branży turystycznej wiele popularnych "gorących miejsc" turystycznych na całym świecie doświadcza niebotycznych obciążeń.
Z jednej strony napływ odwiedzających przynosi pieniądze lokalnej gospodarce i wszystkim związanym z branżą hotelarską, ale jego wadą jest hałas, śmieci, tłumy, korki, brak zasobów, obniżenie jakości życia lokalnych mieszkańców i złe wrażenia samych turystów.
Dlatego wiele "magnesów turystycznych" zaczęło nakładać ograniczenia mające na celu zmniejszenie liczby tych, którzy chcą tam przyjechać - podnieść podatki turystyczne, ustalić górne limity frekwencji w popularnych miejscach i tak dalej. Na przykład władze Barcelony zakazały budowy nowych hoteli w centrum miasta, ograniczyły działanie usługi wynajmu krótkoterminowego w mieście i zamknęły lokalny port dla statków wycieczkowych. W ten sposób hiszpańskie miasto próbuje zwalczać superturystyka - Jakiego rodzaju jest to zjawisko i jak cierpią na nie sami podróżnicy, opowiedzieliśmy tutaj.
Autor tekstu: Tatyana Shcheglova
Według materiałów CNN.