W połowie XIX wieku wschodnie Stany Zjednoczone były gęsto zaludnione. Ziemia była tam droga, a praca nisko płatna. Dlatego coraz więcej ludzi szukało szczęścia w zachodniej części kontynentu. Ogromne terytoria były tam puste, klimat sprzyjał, a poza tym wydobywano tam złoto. Kalifornia stała się prawdziwą ziemią obiecaną dla tych, którzy nie znaleźli się w pobliżu wybrzeża Atlantyku. Ale droga tam nie była łatwa. Przeprawa przez kontynent zajmowała miesiące, a po drodze były pustynie, góry, głębokie rzeki i nieprzyjaźni Indianie. Dlatego, aby zmniejszyć ryzyko, podróżni zatrudniali doświadczonych przewodniki za pieniądze.
Krótka trasa
Jednym z tych, którzy zarabiali na imigrantach, był prawnik Landsfort Hastings. Człowiek ten był w Kalifornii wiele razy i był uważany za doświadczonego przewodnika. Ponadto znał drogę, która była o 600 km krótsza niż te sugerowane przez innych. Autorytet Hastingsa był poważny, więc trzy rodziny zdecydowały się skorzystać z jego usług: Donners, Murphys i Reeds.
Migranci w pobliżu namiotów. Zdjęcie z XIX wieku
Hastings, który miał dar elokwencji, zdołał przekonać swoich klientów, że wycieczka będzie przyjemnym spacerem. Mówił też, że góry zaznaczone na mapach to tylko pagórki, które można pokonać bez najmniejszego trudu. W maju 1946 roku ekspedycja wyruszyła, mając nadzieję na dotarcie do słonecznej Kalifornii przed pierwszymi chłodami.
Drużyna okazała się całkiem spora. Liczył ponad 90 osób, wśród których było nie więcej niż 30 zdrowych, silnych mężczyzn. Resztę podróżnych stanowiły kobiety, dzieci i osoby starsze, wśród których nie brakowało takich, którzy sami poruszali się z trudem. Przywódcą grupy był George Donner, odważny i zdeterminowany człowiek. Całkowicie zaufał przewodnikowi i jak się okazało, na próżno. Później okazało się, że Hastings nigdy wcześniej nie szedł nową trasą i nie miał pojęcia, jakie trudności napotka na swojej drodze. czekał na podróżnych w drodze.
James i Margret Reed
Jeden z dziennikarzy wiedział, że konduktor był kłamcą. Już wcześniej podjął nieudaną próbę dotarcia do Kalifornii krótszą drogą. Zaadresowany do niego list zostawił w sklepie, w którym Donner kupował artykuły spożywcze. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności nie dotarł on jednak do adresata. Co ciekawe, sam Hastings obiecał dołączyć do grupy później, ale tego nie zrobił. Podróżnicy dysponowali jedynie sporządzoną przez niego mapą.
Trudy ścieżki
Pierwsze kilka tygodni podróży minęło bez incydentów. Potem jednak problemy zaczęły pojawiać się jeden po drugim. Najpierw zaczęły psuć się wozy, które nie wytrzymywały wielodniowej jazdy po kamienistych drogach. Migranci musieli zatrzymywać się na długi czas, aby naprawić koła. Mężczyźni znosili trudy drogi bez szemrania, ale było to bardzo trudne dla kobiet, dzieci i osób starszych.
Trasa grupy Donnera
Skrót niespodziewanie okazał się dłuższy od tradycyjnego. Na drodze grupy Donnera pojawiły się nieprzebyte lasy i podmokłe bagna. Trzeba było je ominąć, tracąc czas i siły. Po jednej z przepraw wędrowcy stracili połowę bydła. Został porwany przez Indian, którzy nieustannie krążyli wokół karawany. Po tym wydarzeniu rozpoczęły się pierwsze kłótnie między podróżnikami. Członkowie rodziny Reedów oskarżyli Donnerów o kradzież i przywłaszczenie sobie ich bydła oraz części prowiantu. Atmosfera stopniowo się zaogniała.
Wkrótce doszło do pierwszego konfliktu z ofiarą. James Reed dźgnął jednego ze swoich towarzyszy, Johna Snydera, podczas kłótni. Decyzją ogółu, zabójca został wydalony z grupy, pozostawiając go bez prowiantu i broni na pustkowiu. Jak się później okazało, uratowało to Reedowi życie. Jego córka w tajemnicy zostawiła mu wszystko, czego potrzebował do przeżycia i w przeciwieństwie do większości towarzyszy, nie zginął.
Po tym incydencie rozpoczęły się konflikty między Donnerami i Murphym. The głowy rodzin przestali sobie ufać, a niegdyś zgrany zespół podzielił się na dwa zwalczające się obozy. Z każdym dniem droga stawała się dla podróżników coraz trudniejsza. Woły ciągnące wozy stawały się coraz słabsze, a prowiant się kończył. Wkrótce najsłabsi migranci zaczęli chorować i umierać.
Głód i mróz
Tak oto historia grupy Donnerów dobiegła tragicznego końca. Na drodze podróżników pojawiły się góry Wasatch, nazywane przez Hastingsa wzgórzami. Był tylko jeden sposób na ucieczkę - przekroczenie bariery przed pierwszymi opadami śniegu. Jednak 4 listopada 1846 roku temperatura powietrza nagle spadła i rozpoczęła się gwałtowna burza śnieżna. Dalsza wędrówka była niemożliwa, a osadnicy rozbili obóz.
Góry Wasatch w stanie Utah
W tym momencie skończyło się jedzenie i zabrakło ciepłych ubrań. Ludzie zaczęli umierać jeden po drugim. Aby się wyżywić, zarżnięto pozostałe woły. Ale ich mięso nie wystarczyło na długo i wkrótce zaczęto polować na myszy i inne małe gryzonie. Jedzono nawet krowie skóry, z których robiono schronienia przed pogodą.
Wkrótce ocaleni podjęli trudną decyzję - są ciała tych, którzy nie wytrzymali trudów i zginęli. Ludzie wychowani na chrześcijańskich wartościach przyjęli ten pomysł z przerażeniem. Nie było jednak innego wyjścia. Jako pierwszy został zjedzony Patrick Dolan, który oszalał, a następnie zmarł. Później skonsumowano jeszcze dwa ciała. Ci, którzy przeżyli, twierdzili, że jedli tylko tych, którzy sami umarli. Ale później ratownicy znaleźli ciała kobiety i dziecka w pobliżu obozu. Były one obgryzione do kości i najwyraźniej nie umarły śmiercią naturalną.
Zbawienie
Zaginieni ludzie opamiętali się dopiero w styczniu 1847 roku. 4 lutego ekspedycja ratunkowa z Kalifornii wyruszyła na poszukiwanie grupy Donnera. 18 lutego wojsko i myśliwi znaleźli obóz w niebezpieczeństwie. Jako pierwsza powitała ich żona Murphy'ego. Zapytała przybyszów: "Jesteście z Kalifornii czy z nieba?".
Nawet poobijani żołnierze byli zdumieni widokiem obozu. Wszędzie leżały zwłoki, lekko posypane ziemią i śniegiem. Wyczerpani ludzie błąkali się między nimi, a niektórzy z nich stracili przytomność. George Donner był umierający. Doznał przypadkowego urazu, który doprowadził do infekcji i gangreny. Ratownikom udało się zabrać z obozu 23 osoby. W grupie tej znaleźli się najsłabsi i najbardziej chorzy.
1 marca 1847 r. ratownicy powrócili i zabrali ocalałe dzieci. Niestety, nie wszystkie z nich przeżyły trudną podróż do Kalifornii - niektóre zmarły po drodze. Gdy do obozu dotarła trzecia grupa żołnierzy, ponownie zapanował tam kanibalizm. Tym razem udało się wyprowadzić kolejną grupę ludzi. Niestety, był to ostatni nalot. Pogoda uniemożliwiła wojsku i ochotnikom dotarcie do obozu po raz czwarty, a ludzie, którzy pozostali w górach, zmarli.
Góry Wasatch w stanie Utah/div>
Wśród tych, którzy nigdy nie zobaczyli upragnionej Kalifornii, byli George Donner i jego żona oraz żona Murphy'ego. Z 90 osób, które wyruszyły wiosną, tylko 48 udało się przeżyć. O tej strasznej podróży pisarka Alma Katsu napisała książkę "Głód", której fabułę autor uzupełnił mistycyzmem. W 2009 roku na jej motywach nakręcono film o tej samej nazwie.