Co by się stało, gdyby 5 młodych mężczyzn i 6 kobiet, obcych sobie nawzajem, umieszczono na małej tratwie i wysłano w rejs na 101 dni? Taki dziwny eksperyment przeprowadził na początku lat 70. meksykański antropolog Santiago Genovés. Uczestnicy tego śmiałego projektu musieli przepłynąć Ocean Atlantycki na tratwie Acali o wymiarach 12 na 7 metrów. Naukowiec nazwał eksperyment "Projektem Pokoju", ale dziennikarze natychmiast nadali mu inną nazwę - "Tratwa Seksu".

Celem Henovesa było zbadanie zachowania ludzi w ekstremalnych sytuacjach. Uczestnicy zerwali więzi ze światem i udali się na spotkanie z nieznanym w towarzystwie ludzi, których wcześniej nie znali. Podczas podróży musieli filmować to, co się działo na kamerach filmowych, prowadzić dzienniki i wypełniać testy na różne tematy - od relacji osobistych (kogo lubisz, a kogo nie) po masturbację.

Santiago Henoves, zapytany przez dziennikarzy, dlaczego nie można przeprowadzić eksperymentu po prostu izolując uczestników od świata zewnętrznego, na przykład w lesie, odpowiedział:
"Nie można przeprowadzić takiego eksperymentu na lądzie, ponieważ ludzie mogliby uciec. Chcemy zobaczyć, ile człowiek jest w stanie udźwignąć".
Podstępny plan antropologa
Naukowiec zamieścił ogłoszenia o konkursie dla kandydatów. Nagle odpowiedziały na nie tysiące osób. Henoves miał jednak surowe wymagania wobec przyszłych nawigatorów. Mieli być żonaci i zgodzić się na opuszczenie rodziny na jakiś czas. Wiek uczestników wynosił 25-40 lat i musieli być atrakcyjni seksualnie. I najważniejszy wymóg - różnorodność. Mężczyźni i kobiety zostali wybrani z różnych ras i środowisk.

Antropolog miał również przebiegły plan. Chciał postawić kobiety na czele małego zespołu. Tak, żeby nie dało się bez nich obejść. Udało mu się to w stu procentach. Maria Bjornstam, Szwedka, została kapitanem, jedyna kobieta medykiem z Izraela, a francuski płetwonurek trzecim ważnym dla wszystkich ekspertem.
Na tratwie znajdowali się również atrakcyjny ksiądz z Angoli, japoński fotograf i kobieta ze Stanów Zjednoczonych, która chciała uciec od okrucieństwa w związku. Pozostali uczestnicy również byli bardzo różni. Jedenastym członkiem zespołu był sam naukowiec. Zdradziecki Santiago stworzył specjalne warunki na tratwie, w których przejście na emeryturę było prawie niemożliwe.

Aby skorzystać z toalety, musiałem wspiąć się na konstrukcję wiszącą nad wodą i załatwić swoje naturalne potrzeby na oczach pozostałych uczestników eksperymentu. Co więcej, na pokładzie nie było żadnych książek, a naukowiec surowo zabronił czytania. Mężczyźni i kobiety nie mieli innego wyboru, jak tylko wykonywać wszelkiego rodzaju codzienne morskie obowiązki. W wolnym czasie, którego było pod dostatkiem, musieli komunikować się ze sobą i wylewać skargi na życie w pamiętnikach.
"Szaleństwo tłumu" i marzenia na jawie
Później dziennikarz Stuart Jeffries z Guardiana zauważył, że Henowes dołożył wszelkich starań, aby na pokładzie co chwilę dochodziło do konfliktów. W tak trudnych warunkach 11-osobowa kompania musiała wypłynąć z hiszpańskiego miasta Las Palmas de Gran Canaria i dotrzeć na meksykański półwysep Jukatan. Szacuje się, że podróż miała zająć 101 dni.

Przed eksperymentem z tratwą Santiago przez wiele lat badał agresję naczelnych. Właściwie spodziewał się, że bardzo szybko uczestnicy eksperymentu zaczną się ze sobą konfliktować, a tratwa stanie się miejscem, w którym panuje okrucieństwo i rozpusta. Jednak ludzie komunikowali się ze sobą dość pokojowo i szybko się zaprzyjaźnili.
Antropolog spodziewał się agresji podczas eksperymentu i zdawał się widzieć ją tam, gdzie jej nie było. Kiedy członkowie ekspedycji złapali rekina, dokonał tego wpisu:
"Szaleństwo tłumu! Działają jako część niebezpiecznego kolektywu!"
Jeśli jednak przyjrzeć się bezstronnie nagraniom z kroniki filmowej, którą podróżnicy zrobili podczas tej wyprawy wędkarskiej, nie zauważy się żadnego szaleństwa. Ludzie po prostu rzeźli rekina, aby ugotować własne jedzenie.

Podróż stała się trudnym wyzwaniem dla wszystkich uczestników. Jednak doświadczenie to było postrzegane przez ludzi na różne sposoby. Jedna z kobiet, Afroamerykanka Faye Seymour, opowiedziała w późniejszym filmie dokumentalnym o dziwnych myślach na temat statków niewolniczych...:
"Siedziałem na prawej burcie i patrzyłem na wodę. Zacząłem słyszeć ich głosy dochodzące stamtąd... nagle usłyszałem, jak moi przodkowie mnie wzywają. Mogli poczuć, jak unoszę się nad ich ciałami i tragediami. To była jedna z najlepszych rzeczy, jakie mi się przytrafiły".

Owszem, nie zabrakło soczystych momentów, z powodu których eksperyment nazwano za jego plecami "Sex tratwą". Ludzie owszem uprawiali ze sobą seks, ale raczej z nudów, bez gwałtownych emocji. Oczywiście naukowiec liczył na znacznie większą intensywność namiętności.
Upadek nadziei doktora Henovesa
Eksperyment był trudny. Henowes celowo inicjował konflikty, wymyślając zadania z różnymi scenariuszami dla uczestników. Próbował postawić zespół w sytuacji, w której zwrócili się przeciwko jednej osobie i zignorowali go. W jakiś sposób, próbując zdenerwować ludzi, naukowiec zaczął publicznie czytać kwestionariusze, które zostały dla niego wypełnione podczas rejsu. Wybrał najbardziej prowokujące i zawstydzające jego zdaniem szczegóły, aby wywołać konflikt. Zaskoczyło to uczestników, ale nawet wtedy się nie kłócili.
Od czasu do czasu podróżników zawodził sprzęt. Statek dwukrotnie przeciekał, kompas się zepsuł, a łączność radiowa została kilkakrotnie utracona i nie było jej przez wiele tygodni. Po trzech miesiącach na morzu tratwa została odnaleziona na oceanie przez ratowników z Meksyku. Odholowali ją do portu 20 sierpnia 1973 roku.

Zespół raftingowy lata później
Zgodnie z wynikami eksperymentu nie wyciągnięto żadnych jasnych wniosków o znaczeniu naukowym. Nic dziwnego, że Santiago Genoves był niezadowolony. Pomimo wszystkich trudności i machinacji naukowca, zespół zachowywał się dość spójnie. Nie tylko nie walczyli ze sobą, ale nawet nie zaprzyjaźnili się ze swoimi kolegami. Jedyną osobą, do której wszyscy żywili silną niechęć, był sam autor projektu.
Wiele lat później, po śmierci Henovesa, dziennikarzom udało się zebrać zespół Sex Raft. O trudnej podróży powstał film dokumentalny, w którym starsi uczestnicy dzielili się swoimi wrażeniami. Aby przywołać ich wspomnienia, na potrzeby filmu zbudowano pawilon przypominający ich statek.

Wywiady z naocznymi świadkami zostały uzupełnione materiałem nakręconym na pokładzie tratwy kamerą filmową 16 mm. Film, który nosi tytuł "Sex Raft", okazał się interesujący i zmusza widza do myślenia.
Pozostaje dodać, że nie tylko ten przypadek udowodnił, że ludzie, którzy znajdują się w bliskiej społeczności w ekstremalnych warunkach, zaczynają się kłócić i dzielić władzą. Historia 6 nastolatków, którzy przez ponad rok żyli na bezludnej wyspie na oceanie to kolejny świetny przykład współpracy i wzajemnej pomocy między ludźmi.