
Pozew o 2,2 miliona rubli został złożony przez mieszkańców Krasnojarska Marinę i Jewgienija Buraków, którzy cudem uniknęli tajskiego więzienia z powodu błędu w paszporcie dziecka. Pozwanymi w sprawie są lokalny departament Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który zajmuje się rejestracją i wydawaniem dokumentów wyjazdowych, a także straż graniczna międzynarodowego lotniska w Krasnojarsku.
Sybiracy zdecydowali się na wyjazd do Tajlandii w czerwcu ubiegłego roku, kiedy ich 2-letni syn Sasha miał powikłania płucne po ciężkim zapaleniu oskrzeli, a lekarze zalecili zabranie dziecka nad morze. Rodzina sprzedała jedyny samochód i kupiła go za 200 tysięcy rubli. wycieczka do hotelu w Phuket. Przed wyjazdem mieszkańcy Krasnojarska dali Saszy paszport, nie wyobrażając sobie, co ich czeka dalej.
"Podczas przygotowywania dokumentu wystąpiła jakaś usterka techniczna, a linie z danymi biometrycznymi nie zostały w całości wydrukowane" - powiedziała dziennikarzowi TourDom.ru prawniczka Anna Belle, która zajmuje się sprawą rodziny z Krasnojarska. Oczywiste jest, że dla niespecjalisty jest to problematyczne, aby to zauważyć, więc w wyznaczonym czasie rodzina przybyła na lotnisko, aby udać się do Tajlandii.
"Podczas przechodzenia przez kontrolę straż graniczna natychmiast wykryła błąd techniczny i wskazała go głowie rodziny. Zamiast jednak odmówić im wejścia na pokład, turyści zostali wpuszczeni na pokład samolotu. Jednocześnie nie otrzymali niezbędnego w takich przypadkach dokumentu towarzyszącego, że paszport jest ważny, ale jest w nim techniczna literówka" - powiedział prawnik.
Na lotnisku w Phuket czujni strażnicy tajskiej granicy również znaleźli błąd i uwierzyli, że Syberyjczycy postanowili porwać czyjeś dziecko. Ich koledzy w Krasnojarsku nie odpowiedzieli na prośby tajskiej straży granicznej. Według prawnika, rosyjski konsul na służbie w Tajlandii również nie odpowiadał na wiadomości przerażonych turystów.
"Rodziców uratował tylko fakt, że chłopiec był do nich podobny jak dwie krople wody. W przeciwnym razie, zgodnie z surowym prawem królestwa, dziecko powinno zostać odebrane przed wyjaśnieniem okoliczności, a rodzice powinni trafić do więzienia. Fakt, że zostali po prostu deportowani, można nazwać szczęściem, jeśli to słowo jest dopuszczalne w tej sytuacji" - mówi Anna Belle.
Turyści zostali umieszczeni w samolocie, podczas gdy rodzinie nie pozwolono na zakup jedzenia i wody na lotnisku. "A kiedy zaczął prosić o jedzenie, a chłopiec powiedział nam (stewardesie - przyp. red.), że jest wam przykro, nie ma dla was jedzenia, i w tym momencie zaczęły płynąć łzy, Sasza płakał, ja, mój mąż też" - dzieli się swoim doświadczeniem Maria Burak. Załoga zlitowała się nad dzieckiem i podzieliła się kolacją. Samolot wylądował nie w Krasnojarsku, ale w Nowosybirsku, więc rodzina musiała poszukać miejsca na nocleg, aby rano wyruszyć w drogę powrotną do domu. Przekroczywszy próg mieszkania, Marina i Eugene w pełni zdali sobie sprawę, że są o krok od tego, by Tajowie zabrali ich chłopca.
"Sprawa znajduje się w Centralnym Sądzie Rejonowym w Krasnojarsku, a kolejna rozprawa zaplanowana jest na czerwiec. Dwie już się odbyły, pierwsza jest wstępna, druga służy zebraniu dowodów - odbyła się 9 kwietnia. Przedstawiciele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i służby granicznej całkowicie zaprzeczają swojej winie, więc przesłuchania nie będą łatwe" - podsumował adwokat poszkodowanych turystów. Roszczenie przeciwko organom ścigania wynosi 2,2 miliona rubli, co obejmuje kwotę za niewykorzystany pakiet podróżny, odszkodowanie za związane z tym wydatki i szkody moralne.